Może to jakieś miejsce? Wczoraj popołudniu Oni wrócili do domu i wiem, że gdzieś coś dobrego jedli -nic na to nie szczeknąłem, a powinienem, bo przecież nie wzięli mnie ze sobą! Ale w sumie to była niedziela, a niedziele są po to by jeść obiady poza domem, więc to nie te Walentynki...
Mój ogon mi podpowiada, że to może być coś pysznego, chrupiącego
i może nawet wołowego! Wszak ostatnio dostałem do gryzienia pyszne, świeżutkie wołowe ucho, ale przecież dostaję takie co jakiś czas i nigdy nie nazywało się Walentynkiem? Ucho to ucho, kość to kość. Nie, to na pewno nie chodziło o tego gryzaka...
Może to Ktoś? Ale przecież nie było u nas ostatnio żadnego obcego Człowieka. Wiem, bo przecież ja tu pilnuję! Czyli to nie Ktoś...
i kwiatki takie żółte. Może te Walentynki to te kwiatki?
Oj nie, nie.. przecież słyszałem jak Ona mówiła na nie Róże. Róże a nie Walentynki. Więc co to są te Walentynki? Ciągle uszy nadstawiam, podsłuchuję i węszę i co? I nic...
Już nie mam siły łapami ruszyć, zmęczyło mnie to śledztwo, Nie mam psiego pojęcia co to są te Walentynki, ale nie zamierzam już więcej węszyć w tym temacie, szkoda mojego nosa!
Niech sobie sami szukają tych Walentynek!